Opublikowano: 19 sierpnia 2024
Ostatnia aktualizacja: 21 sierpnia 2024
Beata ma 59 lat. Jest prezeską Fundacji Sztuki Nowej ZNACZY SIĘ, menadżerką i promotorką kultury. Od kilkunastu lat prowadzi projekty promujące kulturę, edukację kulturalną oraz czytelnictwo we współpracy z czołowymi instytucjami kultury w całym kraju. – Po czterdziestce zaczynasz mieć święty spokój. To jest moment, w którym ludzie przestają pytać, dlaczego nie masz dzieci. Myślą, że na pewno coś musiało się nie udać, że coś Ci nie wyszło” – mówi Beata, trzecia i ostatnia bohaterka naszej kapanii “YES, I don’t”, w której oddajemy głos osobom niedzietnym z wyboru.
Dlaczego postanowiłaś się zgłosić do kampanii „YES, I don’t” i opowiedzieć o swojej niedzietności?
Beata: Niedzietność to jeden z wyznaczników mojej tożsamości. Zdałam sobie sprawę, że znam bardzo wiele niedzietnych kobiet i trochę niedzietnych par. W moim otoczeniu to jest bardzo oswojone i normalne, ale jak wyjdziemy poza tę bańkę, to sytuacja wygląda nieco inaczej. Pomyślałam, że mogę wziąć udział w kampanii społecznej, która pokaże pozytywne twarze pewnego wyboru.
Jestem z wykształcenia politologiem i interesują mnie zmiany społeczne i to jak ewaluują opinie oraz tożsamości. Dużą wagę przykładam do tego, jak działa społeczeństwo obywatelskie. Zależy mi na lokalnych inicjatywach, zresztą zajmuję się tym zawodowo. Coraz bardziej zaczynamy rozumieć różnorodność w społeczeństwie, zaczynamy ją w niektórych aspektach cenić, a w niektórych dopiero oswajać. Uważam, że powinniśmy mówić o parach, a szczególnie o kobietach, które podejmują wybory zgodne z tym, co czują.
Kiedy wiedziałaś, że na pewno nie będziesz miała dzieci?
Gdy sama byłam dzieckiem, myślałam, że dzieci po prostu są. Potem zorientowałam się, że chociaż to mama i tata mają dziecko, to mama ma go jakby więcej. Kiedy miałam 8-10 lat, zaczęłam zauważać, że jednak nie wszystkie kobiety mają dzieci. A to jakaś ciocia nie miała, a to jakaś koleżanka mamy. To dało mi trochę do myślenia, że jest jakaś ścieżka obok. Poznawałam kolejne niedzietne kobiety i bardzo mi się to podobało. Poza tym jestem jedynaczką, nie miałam wokół siebie dużo innych dzieci. Wychowywałam się z dorosłymi, moi dziadkowie dużo czasu ze mną spędzali, więc byłam trochę „dzika”. Potem zaczęłam dorastać, w moim życiu pojawił się pierwszy chłopak, wiele lat robiłam wszystko, żeby nie zajść w ciążę.
A gdy poznałaś swojego pierwszego męża, coś się zmieniło?
Z moim pierwszym mężem, Marcinem, poznaliśmy się bardzo wcześnie. To było studenckie małżeństwo, które rozpadło się po kilku latach. Nigdy nie było u nas presji na dzieci. Czuliśmy, że jesteśmy za młodzi, aby zostać rodzicami. Myśmy dokładnie wiedzieli, że potrzebujemy skończyć studia, że musimy stanąć na nogi. Gdy w końcu to zrobiliśmy, nasze małżeństwo się rozpadło. Powodów było wiele. Do dziś bardzo się lubimy i jesteśmy w dobrych relacjach. Marcin ma dziecko, oczywiście z inną partnerką i jest fantastycznym ojcem.
W twoim najbliższym otoczeniu nie było par z dziećmi?
W moim środowisku nie było nikogo, komu przyszłaby do głowy chęć posiadania dzieci przed trzydziestką. Wszyscy znajomymi z tamtego kręgu, jeśli decydowali się na posiadanie dzieci, to dopiero w okolicach czterdziestki. Nie znałam mam, które miały dzieci wcześniej niż przed 35 rokiem życia. Dlaczego? Bo macierzyństwo przeszkadzało w karierze naukowej. Kiedy w 1990 roku zaczynałam studia doktoranckie, na moim wydziale pracowała jedna kobieta. Ja i moje przyjaciółki byłyśmy jednymi z pierwszych absolwentek politologii.
Brzmi to trochę tak, jakbyś mówiła o początkach XX wieku.
Tak, bo wszystko zaczęło się zmieniać dopiero w latach 90. W każdym momencie mojego życia znajdowałam się w środowiskach, w których nie było dużej presji na dzieci. Pamiętam jednak sytuacje, gdy matki naciskały na swoje 25-letnie córki, aby szybko wychodziły za mąż, bo są już stare. To jeszcze były takie czasy.
Kiedy poznałaś swojego obecnego partnera, Dawida, z którym jesteście razem od 30 lat, jak szybko ustaliliście, że nie chcecie być rodzicami?
Z Dawidem to było absolutnie i totalnie oczywiste. Na pierwszej randce rozmawialiśmy o tym, co lubimy robić i co nas interesuje. Powiedziałam „wiesz, ja nie chcę mieć dzieci”. Dawid opowiedział: „to fantastycznie, ja też nie. To nigdy nie był mój plan”. Byłam po trzydziestce i w tym czasie część moich koleżanek coraz częściej mówiła o dzieciach, a inne, tak jak ja wiedziały, że nie chcą zostać mamami.
Moja poprzednia rozmówczyni, także bohaterka kampanii o niedzietności, podkreślała, że najtrudniejsze rozmowy to były te z mamą, która musiała pogodzić się z tym, że nie zostanie babcią. U Ciebie tak nie było?
W mojej najbliższej rodzinie wszyscy zachowywali kulturalny dystans do mojego wyboru. Gdy moim kuzynom rodziły się dzieci, wszyscy oczywiście bardzo się cieszyli, ale nie pamiętam, żeby moja mama jakoś bardzo poświęcała się tym dzieciom czy chciała szybko wejść w rolę babci. Widziałam, że to nie jest dla niej kluczowe. Dlatego nigdy nie miałam poczucia winy, że nie mam dzieci. Ja się też kompletnie tym nie przejmowałam. W mojej rodzinie najważniejsza były samodzielność i niezależność.
Czy spotykałaś się w swoim życiu z opiniami, które negatywnie oceniały twój wybór?
Oczywiście, mogę je podzielić je na trzy etapy. Tak mniej więcej do trzydziestki najczęściej słyszałam: „Wygłupiasz się”. ”Znajdziesz właściwego partnera, to ci się odmieni”. Takie komentarze słyszałam od wszystkich. Od rodziny, ale także od nieznajomych, ponieważ obcy ludzie uzurpowali sobie prawo do wglądu w moją macicę. Po trzydziestce zaczęły się pytania o to kiedy będziemy mieć dzieci ze strony różnych cioć i wujków. Gdy mówiliśmy, że nigdy się na to nie zdecydujemy, wszyscy tylko kiwali głowami i się uśmiechali.
Co się zmieniło, gdy skończyłaś czterdzieści lat?
Po czterdziestce zaczynasz mieć święty spokój. To jest moment, w którym ludzie przestają pytać, dlaczego nie masz dzieci. Myślą, że na pewno coś musiało się nie udać, że coś Ci nie wyszło.
Lubimy oceniać wybory innych osób, szczególnie gdy nie rozumiemy, że ktoś może mieć inaczej, niż my.
Tak, często słyszałam, że nie mam dzieci z powodu egoizmu, że to jest wygodnictwo. Czasami, a to jest dla mnie szczególne dziwne, w tych komentarzach pojawia się zazdrość materialna. Pary niedzietne są bardzo często komparatywie w lepszej sytuacji finansowej niż pary, które zdecydowały się zostać rodzicami, ponieważ posiadanie i wychowanie dzieci jest bardzo drogie. Uważam, że negatywne komentarze są w jakimś sensie wyrazem frustracji. Często zazdrości. I także niechęci zrozumienia, że ktoś może mieć inaczej niż ja. Że ktoś się wyłamał, jest inny.
Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się teraz w amerykańskiej kampanii prezydenckiej. W 2024 roku kandydat Republikanów na wiceprezydenta pozwala sobie porównać Kamalę Harris do bezdzietnej matki kotów. Czyli ten stereotyp, że kobieta niedzietna to otoczona kotami wariatka, nadal istnieje.
Jak myślisz, dlaczego ludzie dają sobie prawo do oceniania wyborów innych osób?
Wydaje mi się, że wiele osób, szczególnie kobiet, próbuje w ten sposób wywołać w osobach niedzietnych poczucie winy za podjęcie decyzji, którą one by chciały podjąć. Jeśli ktoś nie czuje się całkowicie dobrze ze swoim wyborem macierzyństwa, stara się go narzucić osobom niedzietnym.
Wynika to z pewnego przyzwolenia w naszym społeczeństwie na mówienie publicznie rzeczy, które ranią, albo naruszają granice innych osób. Ja nie bronię swojego wyboru, tylko o nim informuję. Nie muszę się przed nikim tłumaczyć. Dlaczego nie pytamy rodziców o to, czy nie żałują, że mają dzieci?
Bo mogłaby nam się nie spodobać odpowiedź?
Jednak mimo tego odpowiedź rodziców szanujemy, ale nie szanujemy wyborów osób niedzietnych. Tu jest największy problem. Wydaje mi się, że ludzie bardzo starają się bronić swoich wyborów. W związku z tym to co oni robią, jest lepsze.
Mogę powiedzieć tylko, że jestem bardzo zadowolona, że nie dokonałam innego wyboru.
W filmie powiedziałaś, że posiadanie dziecka jest aktem odwagi i że ty tej odwagi nie miałaś. Sporo osób komentujących Twoją wypowiedź nie rozumiało, na czym ta odwaga miałaby polegać.
Serio? Bierzesz na całe swoje życie odpowiedzialność za kogoś, kogo musisz wychować i ukształtować. Dajesz mu 24 godziny na dobę, przestawiasz kompletnie swoje życie i idziesz w nieznane. To jest akt odwagi. Ja nigdy nie miałam potrzeby doświadczenia tego. Nikt nie pyta kobietę, która ma męża i która rodzi dziecko, dlaczego postanowiła zostać mamą. Ja często czuję, że muszę bronić swojego wyboru, ale widzę, że to już zaczyna się powoli zmieniać. Widzimy mnóstwo zmian dotyczących społecznych akceptacji pewnych zachowań, które wcześniej były uważane za dziwne. Rozszerzamy pulę różnorodności. Niedzietność to jedna z możliwości wyboru.
Co odpowiedziałabyś osobom, które uważają, że będąc rodzicem, dajesz coś od siebie społeczeństwu, a decydując się niedzietność, niczego temu społeczeństwu nie oferujesz?
Trzydzieści lat pracuję na rzecz budowy społeczeństwa obywatelskiego. Mentoruję mnóstwo absolwentów i młodych ludzi, z którymi współpracuję. Płacę podatki, nie korzystam z żadnych ulg na dzieci. Nie dokładam się do ocieplenia klimatu. Jako osoba niedzietna, jestem także dużo bardziej dyspozycyjna. O tym się często zapomina. Na mnie zawsze można polegać, jestem cudowną ciocią, mam mnóstwo zaprzyjaźnionych dzieci. Zauważyłam, że osoby niedzietne, takie jak ja i Dawid, często stanowią ogniwo wsparcia, szczególnie dla nastolatków i bardzo młodych ludzi, którzy nam ufają. Spójrzmy na to w szerszej perspektywie. Zawsze w rodzinach były niedzietne ciocie i wujkowie, czy zaprzyjaźnione małżeństwa, które nie miały dzieci. I te osoby, tak samo jak, dawały coś innego grupom i środowiskom, w których się obracały.
1 sierpnia razem z marką YES wystartowała nasza miesięczna kampania “YES, I don’t”, w której oddajemy głos osobom niedzietnym z wyboru. W ramach kampanii powstała seria filmów edukacyjnych, które prezentują historie oraz doświadczenia osób i par niedzietnych w różnym wieku. Rozmawiamy z bohaterkami tych filmów.