Opublikowano: 14 lipca 2023
Ostatnia aktualizacja: 1 lipca 2024
Czy to depresja powoduje zaburzenia libido i/lub funkcji seksualnych, czy dopiero jej leczenie? Dlaczego niektóre osoby ze zdiagnozowanym epizodem depresyjnym zaczynają nagle przejawiać tzw. ryzykowne zachowania seksualne, a ich libido – wbrew wszystkiemu – wzrasta? I jak wytłumaczyć, co dzieje się w mózgu osoby, która ma depresję?
O mitach i wątpliwościach na styku seksu i depresji rozmawiamy z Marcinem Iwańskim, lekarzem i rezydentem psychiatrii.
Czy pacjenci i pacjentki często mówią Panu o problemach w życiu seksualnym, czy wciąż jest to temat tabu?
Pracuję zarówno w szpitalu, jak i w gabinecie – mam więc pacjentów z różną historią leczenia psychiatrycznego. Najczęściej jednak mam kontakt z pacjentami, którzy sami zadecydowali o tym, że potrzebują pomocy. I być może dlatego w rozmowie ze mną otwarcie mówią o swoich problemach. Około 40 proc. osób ze zdiagnozowaną depresją ma obniżone libido, a 20 proc. ma problemy z różnymi fazami reakcji seksualnej – między innymi z osłabieniem fizjologicznych oznak podniecenia, trudnością z osiągnięciem orgazmu lub brakiem ejakulacji.
W internecie jest wiele wpisów, w których (zazwyczaj) kobiety skarżą się, że ich partnerzy nie mają od jakiegoś czasu ochoty na seks. Szukają przyczyny. I zaskakująco wiele osób sugeruje im, że przyczyną może być depresja.
Oczywiście, że to może być depresja. Natomiast szybko dochodzimy w naszej rozmowie do miejsca, w którym muszę podkreślić, że jeden izolowany objaw nie dostarcza zbyt wielu informacji na temat stanu zdrowia psychicznego. Jeśli ktoś ma „tylko” dysfunkcje seksualne, a na innych polach funkcjonuje bardzo dobrze, zazwyczaj w ogóle nie trafia do psychiatry.
Problemy ze zdrowiem seksualnym mogą być związane np. z nieprawidłowym poziomem prolaktyny lub testosteronu (i klinicznymi skutkami tego stanu), chorobami somatycznymi(otyłość, cukrzyca, miażdżyca), nadużywaniem substancji psychoaktywnych (w tym alkoholu) oraz przyjmowaniem niektórych leków (np. beta-blokerów używanych w leczeniu nadciśnienia tętniczego). Przyczyn może być oczywiście znacznie więcej, wymaga to indywidualnej diagnostyki.
A zatem może to być depresja, jeśli problemom ze zdrowiem seksualnym towarzyszą inne objawy.
Tak. Psychiatrzy diagnozują choroby i zaburzenia psychiczne na podstawie dwóch klasyfikacji: amerykańskiej DSM-5 i europejskiej ICD-10. Obie zawierają grupy objawów, które – jeśli występują wspólnie, trwają określony czas, nie wynikają z innych przyczyn medycznych, ani z nadużywania substancji psychoaktywnych, powodują cierpienie lub zaburzenie funkcjonowania – mogą świadczyć o danym zaburzeniu, np. właśnie depresji. Ale chciałbym podkreślić, że zaburzenia zdrowia seksualnego nie są konieczne, by stwierdzić depresję. One mogą, choć nie muszą, uzupełniać obraz całego stanu. Nie każdy, kto ma depresję, ma zaburzone funkcję seksualne.
Niektóre osoby w depresji skarżą się, że doświadczyły zaburzeń na tle seksualnym dopiero podczas stosowania antydepresantów.
Tak, zaburzenia seksualne są na liście typowych działań niepożądanych przyjmowania niektórych leków o działaniu przeciwdepresyjnym. Niektórzy pacjenci doświadczają jedynie mało nasilonych i krótkotrwałych objawów, np. nudności lub zawrotów głowy, a inni właśnie zaburzeń seksualnych. Lekarz oczywiście informuje pacjenta o najczęstszych działaniach niepożądanych, kiedy stosuje farmakoterapię.
Słyszałam, że istnieją antydepresanty, które wiążą się z bardzo niskim ryzykiem powstania zaburzeń na tle seksualnym. Czy jest jakiś powód, dla którego psychiatrzy rzadko je przepisują? Może to zniekształcenie poznawcze, ale na żaden skutek uboczny leczenia depresji nie słyszałam tylu narzekań, co właśnie na jego wpływ na życie seksualne.
Lekarz psychiatra dobiera leki na podstawie objawów pacjenta i tego, jaki efekt chce uzyskać. Chciałbym, żeby dla wszystkich było to zrozumiałe: chodzi o to, że u niektórych osób depresja wiąże się z bezsennością, niepokojem i obniżonym nastrojem, a u innych z np. nadmierną sennością, problemem z odczuwaniem przyjemności, zaburzeniami koncentracji i drażliwością. Objawy są bardzo różne i występują w rozmaitych konfiguracjach. To oczywiste, że leki, które mają je zniwelować, też są różne. Mamy wiele leków do wyboru, ale wszystkie mają listę działań niepożądanych.
Dobra informacja jest taka, że nie zawsze te działania niepożądane muszą wystąpić. Leki dobierane są we współpracy pacjenta z lekarzem. Jeśli pacjent powie, że działanie niepożądane w postaci problemów seksualnych jest dla niego nieakceptowalne, lekarz powinien wziąć to pod uwagę. Priorytetem jest zakończenie epizodu depresyjnego. Jeśli pacjent – z powodu np. działań niepożądanych – bez konsultacji z lekarzem zakończy leczenie, efekt terapeutyczny nie zostanie osiągnięty.
Czyli jeśli pacjent dobrze zareaguje na leczenie, ale pojawią się u niego wspomniane działania niepożądane, to nic już, poza rezygnacją z leków, nie można zrobić?
Po pierwsze: trzeba się upewnić, czy za problemy ze zdrowiem seksualnym odpowiada farmakoterapia, czy może zaburzenia seksualne występowały jeszcze przed zachorowaniem. Objawy depresji (obniżony nastrój, trudności z odczuwaniem przyjemności) mogły po prostu spotęgować zaburzenia seksualne, które istniały jeszcze przed chorobą i mogły być spowodowane przyczynami medycznymi, o których opowiadałem wcześniej. Gdy natomiast ustalimy, że zaburzenia seksualne występują w przebiegu epizodu depresyjnego i były widoczne jeszcze przed wprowadzeniem metod terapeutycznych, samo leczenie depresji najczęściej spowoduje poprawę.
A jeśli jednak ustalimy, że zaburzenia seksualne nie występowały przed chorobą?
Jeżeli wszystko wskazuje na to, że rzeczywiście farmakoterapia epizodu depresyjnego powoduje te objawy, można spróbować poczekać. W ok. 10% przypadków mijają one z czasem. Jeśli nie miną, można zmienić lek albo zmniejszyć dawkę obecnie przyjmowanego. Działania niepożądane są najczęściej dawkozależne. Im mniejsza dawka, tym słabsze działania niepożądane.
Obie te opcje są ryzykowne, bo narażamy pacjenta na okresowe zaostrzenie choroby. Pacjent, żeby podjąć decyzję, powinien rozważyć, co w sytuacji zmiany leków/zmniejszenia dawki zyskuje, a co traci. To bardzo indywidualna sprawa. Kiedy pacjent zdrowieje, a leczenie się kończy, negatywne skutki – zarówno choroby, jak i przyjmowania leków –ustępują.
Skąd wiadomo, że leczenie zakończyło się sukcesem i można już odstawić leki?
Jeżeli pacjent czuje się dobrze i doszło do remisji. Od poprawy po pierwszym w życiu epizodzie depresyjnym minęło co najmniej 6 miesięcy. Jeżeli nie ma aktualnie w jego życiu sytuacji, do której musiałby się zaadaptować, można spróbować zmniejszać dawki leków. Następnie odstawić. Robi się to stopniowo, najlepiej podczas sezonu wiosenno-letniego. Każdy kolejny epizod depresji wymaga jednak najczęściej dłuższego leczenia.
Jakiś czas temu zrobiliśmy na Instagramie SEXEDPL sondę wśród osób, które nas obserwują. Aż u 35 proc. z nich zdiagnozowano kiedyś zaburzenia depresyjne. I aż 8 proc. z tej grupy przyznało, że libido im wówczas… wzrosło.
Zdarza się, że libido wzrasta, ale to raczej rzadkie. Jeśli osoba w trakcie epizodu depresyjnego uprawia seks częściej niż wcześniej, do głosu dochodzą prawdopodobnie czynniki psychologiczne – np. regulacja nastroju seksem.
Natomiast epizody podwyższonego libido, czasami połączone z podejmowaniem tzw. ryzykownych zachowań seksualnych, mogą wskazywać na potrzebę pogłębienia diagnostyki w kierunku choroby afektywnej dwubiegunowej. W jej przebiegu pojawiają się epizody manii/hipomanii, podczas których libido może wzrastać.
Czy to będzie uproszczenie, jeśli powiem, że jeśli osoba wychodząca z depresji nie używa seksu do regulowania nastroju, ale ma realnie podwyższone libido i rzuca się w wir one night standów, to może cierpieć na chorobę afektywną dwubiegunową?
Tak, to uproszczenie. Powtórzę: jeden objaw, który jest wyizolowany od całości doświadczeń pacjenta, o niczym nie świadczy. Żeby zdiagnozować jakąkolwiek chorobę lub zaburzenie, musimy zaobserwować grupę objawów, które występują przez określony czas i są powtarzalne. Należy również wykluczyć inne problemy ze zdrowiem psychicznym takie jak zaburzenia osobowości lub nadużywanie substancji psychoaktywnych, w których te zachowania mogą występować. Jeśli dana osoba ma podejrzenia, że „coś jest nie tak”, powinna zgłosić się do lekarza psychiatry. Nie musi wiedzieć, co jej jest.
Wróćmy do diagnozy depresji i zaburzeń w sferze seksualnej związanych z leczeniem. Mówił Pan, że po chorobie i zakończeniu leczenia wszystko wraca do normy. Problem w tym, że często dostajemy wiadomości osób, które na depresję leczą się od lat. Ich życie seksualne nie istnieje. Przyzwyczaiły się…
Każdy epizod depresyjny ma swój początek i koniec. Są osoby, które cierpią na zaburzenia depresyjne nawracające, ale najczęściej są w ich życiu okresy, w których – łącznie z aspektem seksualnym – funkcjonują dobrze.
Jeśli dana osoba twierdzi, że jej zdrowie seksualne nie ulega poprawie w takiej sytuacji, może to być wina innych problemów zdrowotnych, np. endokrynologicznych. Może też to oznaczać, że występują trudności poznawcze lub emocjonalne, które trzeba zaadresować w inny sposób.
W takiej sytuacji powinna sięgnąć po psychoterapię?
W wielu przypadkach farmakoterapia nie jest wystarczającą metodą pomocy pacjentom. Psychoterapia przynosi bardzo dobre rezultaty w wielu kwestiach.
Na przykład, gdy osoby w depresji czują się bardzo nieatrakcyjne, zaczynają wstydzić się rozebrać przed osobą partnerską, bo widzą w sobie same niedostatki?
Na przykład. Leki o działaniu przeciwdepresyjnym częściowo mogą wyregulować negatywny obraz siebie, jeśli narodził się on rzeczywiście na skutek choroby. Jednak w tym przypadku psychoterapia wydaje się kluczowa.
Czy osoba, u której właśnie zdiagnozowano depresję, może dowiedzieć się od psychiatry, co tak naprawdę dzieje się w jej mózgu? Czy nauka jest w stanie precyzyjnie wyjaśnić biologiczne przyczyny choroby?
To bardzo złożony problem. Często można trafić na informację, które wskazują, że za depresję odpowiada obniżony poziom konkretnych monoamin – noradrenaliny, dopaminy i serotoniny. To niestety nie jest cała prawda, a takie uproszczenia mogą doprowadzić do mylnych wniosków na temat skuteczności farmakoterapii.
Poziom noradrenaliny, dopaminy i serotoniny ma znaczenie, ale na tym nie koniec.
Równie ważne jest funkcjonowanie receptorów dla tych neuroprzekaźników, rozregulowanie osi podwzgórze-przysadka-nadnercza, problemy z neuroplastycznością (wskutek zaburzenia syntezy i funkcjonowania czynników wzrostu pochodzenia mózgowego), rozregulowanie rytmów okołodobowych i wiele innych. Depresja jest efektem konglomeratu bardzo wielu czynników.
A traumy, trudne wydarzenia?
Czynniki środowiskowe, historia życia, aktualne obciążenia i minione traumy zwiększają ryzyko depresji. Jednak jeśli objawy są bezpośrednio skorelowane w czasie z obiektywnie trudnym wydarzeniem w życiu, najczęściej nie diagnozujemy epizodu depresyjnego, tylko zaburzenia adaptacyjne. Dopiero jeśli ten stan się bardzo wydłuża – mimo ustąpienia czynnika obciążającego – możemy podjąć próbę zaktualizowania diagnozy na epizod depresyjny.
To o tyle ciekawe, że osoby, którym przypisuje się depresję po trudnym wydarzeniu życiowym, mogą liczyć na zdecydowanie większą wyrozumiałość ze strony społeczeństwa, niż te, u których „wszystko jest w porządku”. O tych drugich mówi się, że im się „w dupach od dobrobytu poprzewracało” i depresję sobie wymyśliły.
Depresja to choroba. I do tego choroba śmiertelna.
Skoro to czysta biologia, to czy możemy się spodziewać, że nadejdzie kiedyś taki dzień, w którym będziemy mogli zbadać mózg i wykazać w prosty sposób, że „tu jest czegoś za mało”, „tam za dużo”, „tutaj coś nie działa”?
Być może kiedyś będzie można się oprzeć o bardziej obiektywne parametry oceny stanu zdrowia psychicznego pacjenta. Takie markery byłyby bardzo przydatne, bo dziś w psychiatrii stawia się przede wszystkim na ocenę psychopatologiczną. Oznacza to, że leczymy choroby, koncentrując się na ich objawach, o których wiedzę uzyskujemy na podstawie wywiadu.
Mimo że coraz więcej wiemy o etiologii wielu chorób psychicznych, najczęściej nie stosujemy leczenia przyczynowego. Ale psychiatria jest wciąż młodą, prężnie rozwijającą się dziedziną medycyny i nauki, więc nadzieja, że kiedyś będzie inaczej, jest uzasadniona.
I wtedy nikt nie powie, że wystarczy iść pobiegać, żeby pozbyć się depresji.
Oczywiście, że nie wystarczy iść pobiegać. Niemniej m.in. aktywność fizyczna, utrzymywanie rytmów okołodobowych i odpowiednia ekspozycja na światło są czynnikami pomagającymi w utrzymaniu stanu zdrowia psychicznego na odpowiednim poziomie. Najczęściej jednak bardziej odpowiednimi i adekwatnymi metodami pomocy są psychofarmakoterapia i psychoterapia. Wierzę, że edukacja pomoże w zmniejszeniu nieprawdziwych przekonań na temat depresji i że zaczniemy bardziej dbać, już na etapie profilaktyki, o swoje zdrowie psychiczne.
Tekst: Katarzyna Chudzik